Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/145

Ta strona została przepisana.

ktoś jest jeszcze na dworze“, zawołał donośnym głosem, „niech spiesznie powróci!“ Trzymał drzwi nawpół otwarte, a ludzie zbiegali się ze wszystkich stron. „Szybko do chaty“, wołał, „do chaty!“ I niecierpliwie tupał nogą.
W izbie tymczasem ludzie poczuli dziwną trwogę i wszyscy dopytywali się, co się to dzieje. Nareszcie weszli wszyscy, stary zamknął drzwi i zasunął rygle. „Czyście zwarjowali, że chcecie zostać na dworze, kiedy pies górski się odzywa? rzekł. Szczekanie odezwało się teraz tuż przed chatą; obiegło chatę kilka razy dokoła: było to gwałtowne, groźne szczekanie. — „Czy to nie jest prawdziwy pies? zapytał jeden z chłopaków. — „Możesz wyjść i wabić go, jeżeli masz ochotę, Nilsie Jansonie“.
Wszyscy w głębokiem milczeniu słuchali szczekania, które bezustannie biegło dokoła chaty. Zdawało im się, że staje się coraz dziksze i groźniejsze; drżeli ze strachu i wiele z nich pobladło śmiertelnie. Nie, to nie był zwyczajny pies, to było już widoczne; to z pewnością jakiś szatański pies, który zbiegł prosto z piekieł otchłani.
Mały, stary gospodarz był jedynym, który śmiał ruszyć się; naprzód zamknął okiennice, potem pogasił światła“ — „Musicie mi pozwolić, abym to zrobił, co dla nas najlepsze“, rzekł stary. Ktoś uchwycił go za surdut. — „Czy ten pies górski