Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/173

Ta strona została przepisana.

Po chwili Halfvor wszedł do Kariny. Gdy widział, że siedziała przy otwartem oknie, rzekł: „Słyszałaś pewnie wszystko, co Hellgum mówił? — „Tak, odrzekła żona jego. — Czy słyszałaś także, że mówił, iż potrafi uleczyć tego, kto weń wierzy?“
Karina zarumieniła się lekko; nauka Hellguma podobała jej się lepiej, niż wszystko co w ciągu lata słyszała. Był w tem co mówił praktyczny rozum, który przemawiał do niej. Była tam mowa o czynach i o pracy, nie zaś o czułostkowości, na której się nie rozumiała. Nie chciała jednak przyznać się do tego; nie chciała raz na zawsze nie mieć do czynienia z kaznodziejami. „Nie chcę mieć innej wiary, niż mój ojciec“, rzekła.
W kilka tygodni później Karina siedziała znów w sali. Jesień nadeszła już, wiatr szumiał dokoła domu, a na kuchni trzeszczał ogień. Nikt prócz niej nie był w pokoju, tylko jej mała córeczka, która miała prawie rok i właśnie zaczęła chodzić. Dziecko siedziało u stóp matki i bawiło się.
Gdy Karina tak siedziała, otwarły się drzwi, i wszedł wysoki i czarny człowiek. Włosy miał kręte, oczy przenikliwe i wielkie muszkularne ręce. Zanim wyrzekł słowo, Karina odgadła już, że był to Hellgum.
Powiedział dzień dobry i zapytał o Halfvora, a wieśniaczka odrzekła, że pojechał na zgromadzenie, ale wnet wróci.