Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/177

Ta strona została przepisana.

W owym czasie Hellgum stał często w małej altance przed domem Ingmara Silnego i patrzył w dal na okolicę. Krajobraz stawał się z każdym dniem piękniejszy. Cała ziemia była żółta, a drzewa wszystkie czerwono lub żółto lśniące. Tu i ówdzie jaśniał cały las liściasty, jak falujące morze płynnego złota. Wszędzie na wzgórzach pokrytych sosnami widniały żółte miejsca, znamionujące drzewa liściaste, które przybłąkały się między szpilkowe.
Jak i uboga szara chatka blask roztacza, gdy promienieje w niej ogień rozniecony, tak i ten nędzny szwedzki krajobraz płomiennym był i wspaniałym, jak rzadko. Wszystko tu było żółte i tak dziwnie promienne, jak tylko wyobrazić sobie można krajobraz na powierzchni słońca.
Lecz gdy Hellgum to widział, myślał o tem, że wnet już nadejdzie czas, kiedy Bóg pozwoli, ażeby kraj ten świętością zajaśniał, kiedy zejdą wszystkie słowa, które on w ciągu lata ubiegłego rozsiewał i zrodzą pierworodny owoc sprawiedliwości.
I oto pewnego wieczora przyszedł Halfror i zaprosił go wraz z Anną-Lizą na dwór ingmarowski.
Gdy weszli na wielkie podwórze, wszystko, tu było uroczyście przystrojone. Zwiędłe liście wymieciono z pod brzóz, a narzędzia i wozy, które zwykle zastawiały podwórze, usunięto. „Przyjdzie za-