Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/256

Ta strona została przepisana.
Wielki pień.

Tego samego pięknego dnia w lutym, ale już w godzinie zmroku dwoje młodych ludzi stało na ulicy i rozmawiało z sobą.
Młody człowiek przywiózł właśnie wielki pień z lasu: był on tak duży, że koń ledwie mógł go uwieść. Mimoto koń musiał jeszcze nałożyć drogi, ażeby pień przejechał przez wieś i przed wielkim białym budynkiem szkolnym.
Przed szkołą koń stanął, i z domu wyszła natychmiast młoda dziewczyna, aby przypatrzeć się tej kłodzie drzewa.
I nie mogła się dość jej napatrzyć i nadziwić. Była taka długa i gruba i miała tak piękną jasno brunatną korę, i takie doskonałe drzewo bez skazy!
Młody człowiek opowiadał z powagą, że drzewo to rosło na piasku, całkiem w górze w północnym okręgu za szczytem Olofa; opowiadał jak je ściął i jak długo schło w lesie. Tłumaczył jej też bardzo dokładnie wiele cali ma w obwodzie a wiele w średnicy.