Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/28

Ta strona została przepisana.

deputowanego. „Oni tam zupełnie złe zabierają się do rzeczy“, rzekłam. „Cóż, musimy zgodzić się na to, jak oni to urządzają“ — odrzekła. Co dzień dziękuj emu Bogu, żeśmy naszą córkę tak dobrze zaopatrzyli“.
„Matka niepotrzebnie sobie tyle pracy zadała, pomyślał Ingmar Ingmarson“, bo nie ma tu we dworze takiego człowieka, któryby chciał pojechać do miasta i przywieść Brygitę. Niepotrzebnie bała się tej bramy powitalnej, to uczyniło się tylko tak, aby módz Panu Bogu powiedzieć: „miałem zamiar to uczynić, to jest dowodem, że miałem zamiar“.. Ale rzeczywiście wykonać, to zupełnie co innego“.
„Kiedy po raz ostatni widziałam Brygitę — ciągnęła Katarzyna dalej, „była już zima i śnieg leżał wysoki. Szłam przez gęsty las wązką ścieżyną; trudno mi było chodzić, bo zacząło tajać i nogi ślizgały mi się w roztopionym śniegu. Wtem ujrzałam człowieka, który siedział w śniegu i wypoczywał, a gdy się zbliżyłam, poznałam Brygitę. „Sama tak przechadzasz się po lesie? zapytałam“. Tak przechadzam się — odrzekła. Stanęłam i spojrzałam na nią, gdyż nie rozumiałam, po co tu przyszła. „Patrzę, czy nie znajdę tu gdzie stromej skały“, rzekła Brygita. — Zlituj się Boże, nie zechcesz przecie rzucić się ze skały?! zawołałam, bo wyglądała doprawdy tak, jak gdyby już żyć dłużej nie chciała. „Tak, rzekła, gdybym tylko znalazła wy-