Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/321

Ta strona została przepisana.

W następnej chwili ręce jego zwaliły się ciężko na ramiona Gertrudy.
„O ty umiesz się mścić! ty!“ zawołał.
„Więc ty nazywasz to zemstą?“ zapytała przerażona.
„A jakżesz to mam nazwać? Dlaczego nie przyszłaś do mnie natychmiast z tymi pieniądzmi? — „Nie, chciałam przeczekać twój dzień ślubny“. „Gdybyś była przyszła przed weselem, byłbym mógł odkupić dwór od Bergen Sven Persona i byłbym się mógł z tobą ożenić“. — „Tak, wiedziałam o tem“. — „Ale tyś przyszła w sam dzień wesela, kiedy już zapóźno“. — „W każdym razie było już zapóźno, Ingmarze. Zapóźno było przed ośmiu dniami, zapóźne jest teraz, i zapóźno jest na wieki“.
Ingmar upadł znów na kamień, zakrył twarz rękami i płakał.
„A ja sądziłem, że znikąd nie ma pomocy! A ja sądziłem, że nie jest już w ludzkiej mocy zmienić to! A teraz widzę, że była pomoc; teraz widzę, że wszyscy moglibyśmy być szczęśliwi!“
„Ale muszę ci powiedzieć Ingmarze“, rzekła Gertruda, „że wówczas, gdy znalazłam pieniądze, wiedziałam, że mogłyby one nam pomódz, tak, jak ty właśnie mówiłeś, ale nie było to już dla mnie pokusą, o nie, ani na chwilę, a to dlatego, bo należę teraz do innego“.