Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/35

Ta strona została przepisana.

ko pracować“, i zdawało jej się, że to nie ona mówiła, lecz jakaś zupełnie inna osoba. „Tak, słyszałem, że tak mówią“, rzekł Ingmar z cicha. Brygita wstydziła się teraz przed samą sobą, gdy pomyślała, że właśnie dziś rano mówiła do księdza, że wejdzie teraz w świat jako nowy i lepszy człowiek. Bardzo niezadowolona z siebie, szła dalej i rozważała, jakby cofnąć swoje słowa, ale skoro tylko miała już wyrzec stanowcze słowo, powstrzymywała ją myśl, że byłaby to czarna niewdzięczność z jej strony, gdyby go znów odtrąciła, gdy on widocznie jeszcze ją kocha. „Gdybym mogła czytać w jego myślach!“ myślała.
Wtem Ingmar spostrzegł, że Brygita stanęła i oparła się o mur. „Jestem oszołomiona tym hałasem i tylu ludźmi“. Wyciągnął rękę, którą ona ujęła i szli tak ręka w rękę przez ulicę. „Wyglądamy teraz jak para narzeczonych“, pomyślał Ingmar, lecz rozważał wciąż, jak też to będzie gdy przyjdzie do domu, i jak sobie poradzi z matką i z wszystkimi innymi.
Gdy przyszli przed dom Löfberga, rzekł Ingmar, iż koń jego już wypoczął, i że proponuje zatem, jeżeli Brygita niema nic przeciw temu, ażeby pierwszą część drogi jeszcze dziś odbyli. Pomyślała wtedy, że to sposobna chwila, aby mu powiedzieć że nie chce z nim jechać. Modliła się do Boga, aby jej wskazał, czy Ingmar tylko z litości po nią przy-