Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/62

Ta strona została przepisana.

„Nie widzę jednak wcale wilków,“ rzekł ksiądz. „Wiem że są już w drodze“, odpowiedział nauczyciel.
„I pan to, panie Storm jesteś właśnie tym, który im bramę otwiera.“
Ksiądz powstał z fotelu; słowa nauczyciela rozgniewały go; krew uderzyła mu do głowy i odzyskał znów część swej godności.
„Kochany panie Storm, nie mówmy więcej o tej sprawie“, rzekł.
Zwrócił się do gospodyni i zaczął żartować z nią o pięknej narzeczonej, którą niedawno zdobiła do ślubu, matka Stina stroiła bowiem do ślubu wszystkie narzeczone we wsi. Ale prosta kobieta wiejska rozumiała, jak straszny ból ksiądz odczuwał z powodu swej własnej niemocy; płakała z współczucia i łzy dławiły ją tak, że nie mogła odpowiadać; tak więc ksiądz sam prowadził dalej rozmowę.
Przez cały czas jednak myślał wciąż: „Ach, ach, gdybym był jescze tak silnym i zdolnym jak za młodych lat! Przekonałbym wnet tego chłopa jak źle czyni.“
Nagle zwrócił się znów do nauczyciela. „Skąd weźmiecie pieniądze, panie Storm?“
„Założyliśmy towarzystwo“, odrzekł Storm 1 wymienił kilka chłopów, którzy przyrzekli mu pomoc, aby dowieść, że są to ludzie, którzy ani księdzu ani kościołowi nie mają zamiaru szkodzić.