Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/63

Ta strona została przepisana.

„Czy Ingmar Ingmarson także do was należy? zapytał ksiądz, i odczuł jak gdyby nowy cios śmiertelny. „Tak samo jak ufałem Stormowi, tak pewnym byłem i Ingmara Ingmarsona.“
Nie powiedział jednak nic więcej, lecz zwrócił się znów do gospodyni i rozmawiał z nią, „Widział wprawdzie, że płakała, udawał jednak, że nie zauważył tego.
Po chwili znów zwrócił się do nauczyciela.
„Porzuć, pan tę myśl, panie Storm,“ prosił go: „Porzuć ją ze względu na mnie. I panu również nie podobałoby się, gdyby ktoś założył szkolę obok waszej szkoły.“
Nauczyciel patrzył w ziemię i namyślał się. „Nie mogę, proszę księdza,“ rzekł w końcu i starał się wyglądać odważnie i spokojnie.
Ksiądz nie rzekł już ani słowa i przez jakich dziesięć minut panowała w pokoju cisza grobowa,
Potem ksiądz wstał, włożył futro i czapkę i zwrócił się ku drzwiom.
Przez cały wieczór szukał za słowami, które miały dowieść Stormowi, że nie ma słuszności i wyrządza krzywdę, nietylko księdzu, ale całej gminie, którą tem przedsięwzięciem naraża na zgubę. Lecz chociaż słowa i myśli tłoczyły mu się w mózgu, nie mógł ich wypowiedzieć, nie mógł ich uporządkować, gdyż był człowiekiem złamanym.