Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. I.djvu/81

Ta strona została przepisana.

nikt przedtem nie zważał. Był to mały chłopak, nie o wiele starszy od Gertrudy. Miał otwartą, mięką dziecinną twarzyczkę, ale zarazem i coś dojrzałego w wyrazie i nie trudno było odgadnąć do jakiej rodziny należał.
„Zdaje mi się, że przyprowadziliście ze sobą ucznia“, rzekł nauczyciel. — „To mój brat, on jest obecnie Ingmarem Ingmarsonem“, rzekła Karina. — „Jest on co prawda trochę nikły, jak nato imię“ zauważył nauczyciel, — „Tak, ojciec umarł za wcześnie.“ — „To święta prawda“, — rzekł nauczyciel i jego żona jakby jednym tchem.
„Chodził do łacińskiej szkoły w Falun“, rzekła Karina, dlatego nie przybył już wcześniej do pana nauczyciela;“ — „Czy nie możecie się tak urządzić, ażeby na jesień wysłać go znowu tam?“ — Karina spuściła ciężkie powieki i westchnęła głęboko, ale nie odpowiedziała nic. „Powiadają, że uczy się dość dobrze,“ odezwała się po chwili. — „Tak, obawiam się tylko, że on tu u mnie niczego się więcej nie nauczy. Umie zapewne tyle co ja.“
— „O, wiem dobrze, że pan nauczyciel umie więcej, niż taki mały chłopiec.“
Znów nastała cisza, aż Karina na nowo zaczęła. „Chciałabym nietylko, aby tu chodził do szkoły, lecz miałam się zapytać pana nauczyciela i matkę Stinę, czy nie mógłby tu mieszkać.“