Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/121

Ta strona została przepisana.

sów, a tu i ówdzie uderzał głośny okrzyk o jego uszy.
Zwrócił się do sługi i rzekł: „Czy słyszysz jak muzykanci i tancerki hałasują w moim domu?“
Lecz gdy skręcił o róg domu, ujrzał chorych i rannych lezących na ziemi przed wejściem do domu. Oni to opowiadali sobie o swych cierpieniach, a niektórzy wydawali czasem głośne okrzyki boleści.
Machmut, sługa jego zdobył się na odwagę i rzekł: „Oto są muzykańci i tancerki, o których sądziłeś, iż hałasują w tym domu. Przychodzą oni tu co ranka, aby pytać o radę Gordonistów, aby ich dozorczyni opatrzyły.“
Baram Pasza odrzekł: „Widzę, że ci Gordoniści zawrócili ci głowę, ale ja jestem zbyt stary, abym się dal oszukać ich kłamstwem. I mówię ci, gdyby to było w mej mocy, kazałbym ich wszystkich powywieszać dokoła dachu mego domu.“
I Baram Pasza trwał jeszcze w swym gniewie, gdy zsiadł z osła i wchodził po schodach. Gdy wszedł na podwórze, wyszła mu naprzeciw wysoka i dumna kobieta i powitała go. Włosy jej były białe, chociaż zdawała się nie mieć więcej, niż czterezieści lat, Miała twarz mądrą i nakazującą szacunek, a chociaż suknię miała na sobie skromną i czarną, to jednak wyglądała tak, jak