Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/201

Ta strona została przepisana.

dawien dawna zwyczajem, że musieli mieć kogoś, aby się do niego stosować; przedtem był to ojciec nasz, później Halfvor, a przez dłuższy czas nauczyciel. Ciekawa jestem na kogo teraz kolej?“
Gdy Karina postawiła to pytanie, Ingmar spuścił oczy i milczał bez jakiejkolwiek zmiany w wyrazie twarzy.
„Może ksiądz jest teraz kierującym?“ odgadywała Karina.
Ingmar siedział sztywnie i prosto i nieodpowiedział nic.
„Myślałam także, że może teraz brat Ljunga Björnsa, Per, będzie pierwszym we wsi“, mówiła Karina dalej, ale i teraz nie otrzymała odpowiedzi.
„Wiem poczęła na nowo, że zawsze było zwyczajem, iż ludzi stosowali się do właścicieli dworu ingmarowskiego, ale nikt nie może wymagać, aby poddawali się człowiekowi tak młodemu, jak ty.
Umilkła, a Ingmar nareszcie odpowiedział.
„Wiesz przecie, że jestem za młohy, abym mógł być wybrany do rady gminnej lub na wójta“.
„Można rządzie, nie piastując urzędów“.
„Tak, można“, przyznawał Ingmar.
Gdy to Ingmar powiedział, Karina była uradowana. „Wszystkie te rzeczy mało mnie teraz obchodzą“, myślała, jednak nie mogła się oprzeć uczuciu radości, że dawna potęga i poważanie