Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/232

Ta strona została przepisana.

dzielę: żona wzięła tedy swą gitarę i zaczęła śpiewać dla rozrywki. Przez chwilę było wszystko dobrze, ale gdy zaintonowała pieśń, którą często śpiewała Gertruda z szczególnem upodobaniem, mąż nie mógł dłużej wytrzymać, wziął kapelusz i wyszedł.
Na dworze była ciemna noc, i padał zimny przejmujący deszcz. Ale takie powietrze odpowiadało właśnie jego usposobieniu. Po wiosłował czółnem aż do szkoły i usiadł na kamieniu i myślał o Gertrudzie i o owym czasie, kiedy jeszcze nie złamał był danego słowa i był uczciwym i porządnym człowiekiem. Zanim pomyślał o powrocie było już po jedynastej. Na brzegu rzeki siedziała zona i czekała na niego.
Nie podobało mu się to. Ksiądz dobrodziej wie przecie, że mężczyźni nie lubią, aby się kobiety o nich niepokoiły. Mąż nie wyrzekł ani słowa do żony, aż byli oboje w izbie. „Nie lubię, abyś troszczyła się o to czy wychodzę, lub przychodzę“, rzekł tonem niezadowolenia. Nie odpowiedziała nic lecz szybko potarła zapałkę, aby zaświecić świecę. Mąż widział iż była nawskroś przemoczona, suknie przylepły jej formalnie do ciała. Przyniosła dla niego jedzenie, zapaliła ogień w kominie, sporządziła łóżka przez ten czas z sukni jej kapało wciąż i ciężkie fałdy chlustały dokoła niej. Lecz nie wyglądała ani gniewna, ani