Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/253

Ta strona została przepisana.

„Nie należę przecie do tych, którzy łatwo wierzą w tego rodzaju rzeczy“, rzekł Ingmar.
„Czy widziałeś kiedy taką twarz? zapytała. Gertruda.
„Nie“ odrzekł Ingmar, „nigdy jeszcze nie widziałem czegoś podobnego“.
„Czy i tobie tak jest, że widzisz ją wciąż przed, sobą, gdziekolwiek jesteś?“
„Tak, to prawda, czuję zupełnie to samo“.
„A więc czy wierzysz teraz, że to Chrystus?
Ingmar unikał odpowiedzi na to pytanie. „Jego to rzecz, pokazać nam, kim jest“.
„O gdyby go można raz jeszcze obaczyć! “ westchnęła Gertruda.
Ingmar miał wyraz wątpliwy. „Wiem gdzie będzie dzisiejszego wieczora“, rzekł flegmatycznie.
Gertruda podskoczyła i stanęła jakby w płomieniach. „Nie, co też ty mówisz! Ty wiesz, gdzie On będzie?“ zawołała.
„Możesz mnie więc zaprowadzić tam, abym go znów obaczyła“.
„Ależ zciemniło się już zupełnie“, rzekł Ingmar, „i może niebezpiecznie jest, o tak późnej porze chodzić w Jerozolimie“.
„O nie, nie ma niebezpieczeństwa“, rzekła Gertruda „chodziłam często i później jeszcze do chorych“.