Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/270

Ta strona została przepisana.

cież najmocniej przekonani, że wkrótce nie będzie już w Jerozolimie Gordonistów“.
„Tak, gdyby to było dobrze, ażeby się kolonia rozwiązała!“ myślał Ingmar. „Wtedy Gertruda zapewne chętnie wróciłaby do Szwecyi“.
Z chwilą, gdy w Ingmarze powstała myśl o bliskim powrocie, czuł jak bardzo za tem tęskni. „Muszę przyznać, gdy myślę o tem, że teraz w lutym powinienem właściwie być w lesie przy robocie zimowej, to mnie aż z miejsca podnosi i palce mi wprost swędzą z ochoty ujęcia rękojeści siekiery. Nie rozumiem jak Szwedzi mogą tu wytrzymać bez roboty w lesie i na polu. I jestem przekonany, że taki człowiek jak Halfvor byłby żył jeszcze, gdyby był miał do przypilnowania stos węglowy, lub pole do przeorania“.
Ingmar ledwie mógł wytrzymać z gorliwości i tęsknoty. Przekroczył bramę i szedł drogą wiodącą w poprzek doliny Hinnom. Coraz to z większą stanowczością powracała doń, myśl, że Gertruda i Bo pobraliby się, gdyby byli z powrotem w Szwecyi, i że wtedy on, Ingmar zostałby na resztę życia samotny. „Może i Karina wróciłaby do domu i zgodziłaby się, aby być gospodynią na ingmarowskim dworze“, pomyślał. „To byłoby najlepiej, wtedy jej syn oddziedziczyłby kiedyś dwór“.
„A jeżeli Barbara wróci do swej wsi rodzinnej, to nie będzie znów tak daleko, abym nie mógł