Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/280

Ta strona została przepisana.

kawał drogi, ciągnący się między domami i ogrodami.
W tem ujrzała pani Gordon, że jakiś człowiek szedł bardzo powoli i ostrożnie gościńcem. Był słusnego wzrostu a w świetle kśiężyca wydawał się jeszcze słuszniejszym niż był, także wyglądał, jak olbrzym. Ilekroć doszedł do jakiegoś domu, zatrzymywał się i oglądał go dokładnie. Niewytłumaczonym sposobem przyszło pani Gordon nagle na myśl, że człowiek ten miał w sobie coś tajemniczego i nieziemskiego, jak gdyby to był duch, który szukał domu do którego mógłby wniknąć, by śmiertelnie przestraszyć biednych mieszkańców.
Nareszcie doszedł ten człowiek do domu, gdzie na balkonie stała pani Gordon. Dom ten oglądał dłużej niż każdy inny, obszedł go dokoła i pan Gordon słyszała, że pukał do szyb i potrząsał drzwiami. Wychyliła się mocniej z balkonu, aby widzieć, co się stanie, i teraz ujrzał ją ów człowiek.
„Pani Gordon“, rzekł cichem i ostożnym głosem „chciałbym pomówić kilka słów z panią“.
Równocześnie odchylił głowę, aby spojrzeć na nią i poznała Ingmara Ingmarsona.
„Pani Gordon“, rzekł „przedewszystkiem chciałbym pani donieść, że przyszedłem tu sam z własnego popędu i że żaden z braci w kolonii nie wie o tem“.