Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/326

Ta strona została przepisana.

I gdy powracam z tartaku widzę kogoś, co w drzwiach stoi i czeka na mnie“.
„Chłodno już Bo“, rzekła przerywając mu Gertruda“. Może lepiej już wejść do domu?“
„Tak, teraz ty chcesz wejść, rzekł Bo“.
Ale oboje nie ruszyli się z miejsca i siedzieli obok siebie pogrążeni w długiem milczeniu.
Raz odezwała się Gertruda: „Myślałam Bo, że ty nadewszystko kochasz kolonię, i że za nic w świecie nie chciałbyś się z nią rozłączyć!“
„O tak“, odrzekł Bo, „jest coś takiego, za co mógłbym poświęcić kolonię“.
Gertruda zamyśliła się znowu, a potem zapytała: „Czy nie powiesz mi, co masz na myśli?“
Bo nie odpowiedział natychmiast, lecz dopiero po długiem namyśle i to głosem przytłumionym: „Mogę ci to powiedzieć. Gdyby się zdarzyło, że dziewczyna, którą kocham, powiedziałaby mi, że mnie również kocha.“
Gertruda siedziała tak cicho, że ledwie odważyła się oddechać.
Ale chociaż nie powiedziała ani słowa, Bo jak gdyby słyszał był jej zapewnienie, że go kocha, lub coś podobnego, zaczął teraz mówić bardzo płynnie: „Zobaczysz Gertrudo, teraz obudzi się na nowo w tobie miłość do Ingmara. Byłaś przez jakiś czas zagniewaną na niego, dlatego, że cię