Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/327

Ta strona została przepisana.

porzucił, ale teraz, kiedy mu przebaczyłaś, będziesz go wnet tak kochała, jak przedtem“.
Umilkł, czekając odpowiedzi, ale Gertruda milczała. „Byłoby straszną rzeczą, gdybyś go nie kochała“, ciągnął Bo dalej: „Pomyśl tylko ile on uczynił dla ciebie! Wolał nawet wzrok stracić, niż powrócić bez ciebie“.
„Tak, to byłoby straszne, gdybym go nie kochała“, rzekła Gertruda zamierającym prawie głosem. Wiedziała, że do tej chwili w głębi duszy wierzyła, iż nigdy innego prócz Ingmara kochaćby nie mogła.
„Nie mogę dziś wieczór wyjaśnić sobie tej rzeczy, Bo“, rzekła Gertruda. „Nie wiem co mi jest, ale nie mów ze mną więcej o Ingmarze“.
Teraz oboje od czasu do czasu mówili coś o tem, ża trzeba wejść do domu, ale mimoto siedzieli jeszcze, aż córka Ingmarów Karina wyszła do nich i zawołała ich: Ingmar prosi, abyście przyszli oboje do niego.
Podczas gdy Gertruda rozmawiała z Boem, Karina była u Ingmara, Dawała mu pozdrowienia, dla pozostałnch w ojczyźnie, ale potem przewlekała długo rozmowę; widocznem było, że ma Ingmarowi coś jeszcze do powiedzenia, lecz że z trudem jej to przychodzi.
Nareszcie rzekła tak powolnym i obojętnym tonem, że każdy, kto ją znał, mógł zrozumieć, iż