Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/351

Ta strona została przepisana.

Włóczęga zarumienił się i był zakłopotany, mimo że był już dość starym; ale Barbara miała taką minę, jak gdyby ją ta rzecz wcale nie obchodziła. Spostrzegł wprawdzie że stara Liza dawała Barbarze jakieś znaki protestujące, ale ta siedziała z głową dumnie wzniesioną i nie patrzyła na Lizę. „Stara nie lęka się kłamstwa“, myślał, „ale po Barbarze poznać, że uważa się za zbyt dobrą do kłamstwa“.
Następnego ranka uścisnął dobrodusznie rękę Barbary. „Będę milczał“, rzekł.
„Tak, liczę na to“, rzekła Barbara.
„Nigdy nie zrozumię, co cię napadło, Barbaro“, rzekła stara, gdy odszedł: Dlaczego skłamałaś na własną szkodę?“
„Nie miałam innego wyjścia“, odrzekła Barbara.
„Czy sądzisz, że kramarz będzie o tem milczał?“
„Nie chcę wcale, aby milczał“.
„Jakto, więc ludzie mają myśleć, że chłopiec nie jest dzieckiem Ingmara?“
„Tak“, rzekła Barbara, „teraz nie mogę go dłużej ukrywać. Nie zostaje mi więc nic innego, jak rozpuścić tę pogłoskę.
„I tobie się zdaje, że ja zgodzę się na to?“ zapytała stara.