Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/365

Ta strona została przepisana.

„Tak, przyjechała istotnie i wychodzi za mąż za mego kuzyna Boa Mausona“.
„Czy jesteś z tego zadowolony Ingmarze?“
„O tak, zupełnie zadowolony“, odrzekł Ingmar stanowczym głosem.
Stary spojrzał na niego badawczo; potrząsnął głową. „Wydawało mu tię to niezrozumiałem. „Co z twojem okiem?“ zapytał.
„Straciłem je w Jerozolimie“, odrzekł Ingmar szybko.
„Czy i z tego jesteś zadowolony?“ zapytał stary.
„Wiesz przecie Ingmarze Silny, że Pan Bóg żąda czegoś na zastaw, jeżeli chce kogoś obdarzyć wielkiem szczęściem.
„Czy obdarzył cię wielkiem szczęściem?“
„Tak“, rzekł Ingmar, „pozwolił mi naprawić, to co złe zrobiłem“.
Umierający zaczął rzucać się niespokojnie w jedną i w drugą stronę.
„Czy cię coś boli?“ zapytał Ingmar.
„Nie, lecz jestem niespokojny“.
„Powiedz mi co ci jest“.
„Czy ty nie okłamujesz mnie przypadkiem, abym miał spokojną podróż?“ zapytał stary bardzo czule. Ingmar był do głębi wzruszony. Stracił swój spokój i wybuchł płaczem. „Powiedz mi lepiej prawdę“, błagał stary.