Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/369

Ta strona została przepisana.

Teraz ksiądz zbliżył się do Barbary i rzekł z powagą: „Wiesz dobrze Barbazo, że dziecko musi być ochrzczone“.
„Tak, ale dziś to niemożliwe szepnęła“. „Jutro przyjdę z dzieckiem na plebanię. Nie można go przecie chrzcić teraz, Gdy Ingmar Silny jest umierający“.
„Widzisz przecie, że Ingmarowi Silnemu sprawiłabyś tem uciechę“, odpowiedział ksiądz. Dotychczas Ingmar siedział cicho nie mieszając się do rozmowy. Był ogromnie wzburzony, gdy widział iż Barbara była tak upokorzona i nieszczęśliwa. „Strasznie ciężkie to przejście, dla tak dumnej jak ona osoby“, myślał w duszy. Nie mógł wprost znieść tego, ażeby ta, którą kochał i szanował nadewszystko była narażona na taka hańbę.
„Porzuć tę myśl, Ingmarze Silny“, rzekł, „Jest to zbyt przykre dla Barbary“.
„Ułatwimy jej to, niech tylko przyniesie dziecko“, rzekł ksiądz. „Może, to co potrzeba napisać na karteczce, a ja to później w domu zapiszę do księgi kościelnej“.
„O nie, o nie to niemożliwe! zawołała Barbara, natężając myśl aby wynaleść coś dla odłożenia chrztu“.
Lecz Ingmar Silny podniósł się na łóżku i rzekł z wielkim naciskiem: „Będziesz tego przez