Strona:Selma Lagerlöf - Jerozolima cz. II.djvu/372

Ta strona została przepisana.

To stara Liza opowiadała, jak im się wiodło w chacie górskiej.
Barbara znów czuła całą gorycz z powodu zdradzonej tajemnicy i znów wybuchła płaczem. Jakaż to moc zmusiła ją mówić właśnie w chwili, gdy Ingmar wszystko tak dobrze urządził, że mogła jeszcze milczeć przez parę tygodni aż do dokonania rozwodu. „Tezaz muszę się zabić“, myślała, „oto ostatnia moja godzina“.
Potem znów podsłuchiwała. Teraz ksiądz odczytywał formułkę chrztu. Mówił tak wyraźnie, że słyszała każde słowo. Nakoniec doszedł do imienia. Wymówił go jeszcze głośniej niż wszystko inne. Słyszała imię Ingmar.
Gdy to usłyszała, zaczęła w uczuciu swej niemocy na nowo płakać.
Wkrótce otwarły się drzwi i wszedł Ingmar. Zbliżył się do niej i zmusił ją podnieść głowę. „Wiesz przecie, że między nami wszystko tak musi zostać, jak postanowiliśmy przed wyjazdem twoim“, rzekła.
Ingmar gładził łagodnie jej włosy. „Nie chcę cię zmuszać do niczego*, rzekł. „Po tem co teraz uczyniłaś, wiem przecie, że kochasz mię więcej, niż owe życie“.
Barbara ujęła silnie jego rękę. „Czy przyrzekasz mi, że będę sama pielęgnowała dziecko?