Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/109

Ta strona została przepisana.
KRÓLOWA Z WYSPY RAGNCHILDU

Król jechał konno ze wschodu wdłuż rzeki Nordre, udając się do Kungachelli. Rok zbliżał się ku końcowi. Powietrze było ciężkie, a niebo szare, jak często bywa w tym czasie.
Ścieżka, którą jechał król, wiła się poprzez górzyste wybrzeże. Tu i tam z pośród zarośli wyłaniały się drzewa, a przy drodze było ich tak wiele, jak gdyby tłoczyły się przez ciekawość, by spojrzeć na jeźdźca. Wyskakiwały nawet na drogę i królowi trudno było kierować koniem pomiędzy niemi.
Jesień była już tak dawno, że wszystkie liście opadły, a życie na polach zamarło. Ziemia pokryta była zwiędłymi, żółtymi liśćmi, które rozmokły w skutek długotrwałych deszczów jesiennych i tworzyły lepką powłokę, pod którą leżało mnóstwo pająków i ślimaków, pogrążonych w śnie zimowym.
Wszystko było szare, mgliste, i król myślał:
— Nie świetna jak dla króla droga.
Niedaleko od błotnistego brzegu, omal że nie nad samą drogą, wznosiła się piękna góra Fontin.