Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/12

Ta strona została przepisana.

tradycji ciągnęła się na przestrzeni mili? Albo może o rozrzucone w ciemnych uliczkach domy najsłynniejszych kupców, z których każdy posiadał własne łodzie i przystań na rzece? A może o kościół Marji Panny, gdzie podróżni składali w darze maleńkie, poświęcane okręciki, a smutni — srebrne serduszka?
Lecz nikt mu tego pokazać nie może. Krowy i owce pasą się na miejscu dawnej, długiej ulicy, na placu dojrzewa żyto i pszenica, a tam, gdzie onego czasu tłoczył się lud przy ponętnych kramach z towarami — wybudowano stajnie i śpichrze.
Naturalnie zasmuci go to bardzo.
— Czy rzeczywiście nic nie pozostało? — zapyta. — Czy rzeczywiście niema nawet na co spojrzeć?
Pomyśli wtedy może, że go oszukano i zdecyduje, że Wielka Kungachella znajdowała się nie tutaj, a w innem miejscu.
Wtedy zaprowadzą go na brzeg rzeki i pokażą grubo ciosaną, kamienną płytę, zeskrobując z niej srebrno-szary mech, by zobaczył rznięte w kamieniu figury.
Z początku nie będzie mógł zrozumieć, co oznaczają, będą dlań również zagadkowe, jak plamy na księżycu. Lecz będą go upewniali, że jest to okręt i jeleń i że rysunek ten wyryto na pamiątkę założenia miasta. A ponieważ i tak nie potrafi tego pojąć — opowiedzą mu historję tego rysunku.