Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/16

Ta strona została przepisana.

Z trudnością zdołał zapanować nad swoim zachwytem. Na statku znajdowali się przecież marynarze. Sylwjusz Antonjusz zdawał sobie sprawę, że chwila nie jest odpowiednią: nie zdąży wskoczyć do wody, gdy zręczny jakiś marynarz rzuci się za nim i wciągnie na pokład.
Tymczasem rozpięli żagle i zgadnie zaczęli wiosłować. Sternik podszedł do niego i powiedział z wyszukaną grzecznością:
— Jedziesz więc ze mną do kraju Germanów, kochany Sylwjuszu? Jest to wielkim zaszczytem dla mnie!
Młody Poppjusz przypomniał sobie, że człowiek ten nigdy nie wracał z podróży bez jakiegokolwiek upominku. Przywoził mu z krajów barbarzyńskich albo drewniane pałeczki, zapomocą których dzicy krzesali ogień, albo duży róg, używany przez nich do picia, albo naszyjnik z kłów niedźwiedzia, noszony jako ozdoba przez wielkiego wodza.
Dobry ten człowiek promieniał z radości, że wiezie syna swego chlebodawcy. Wysłanie syna w dalekie kraje zamiast pozostawienie go w towarzystwie rzymskiej młodzieży, od której można się nauczyć tylko rozpasania — uważał za mądry krok ze strony starego Poppjusza.
Młody Poppjusz nie wtajemniczył sternika w swoje plany. Obawiał się, że natychmiast odstawionoby go do domu, jeśliby się zdradził.
— Naturalnie, Halenie, — odpowiedział. Bardzobym pragnął ci towarzyszyć, lecz muszę cię prosić,