Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/34

Ta strona została przepisana.

myślał i nad tem, że zdolna jest nawet spłonąć razem z nim na stosie. Podczas gdy księża odprawiali nabożeństwo w kościele, król Olaf przychodził do wniosku, że gotów jest pocwałować do Walhalli, wziąwszy z sobą na konia Wszechwładną.
Wieczorem przewoźnik, który przeprawiał ludność przez rzekę Jetę, miał więcej pracy niż zwykle. Co chwila wołano nań z drugiego brzegu, lecz gdy podpływał — nie było widać nikogo. Jednakże dokoła słyszał kroki i łódka napełniała się tak ciężko, że omal nie szła na dno. Przewoził tak całą noc z jednego brzegu na drugi, nie rozumiejąc, co to ma znaczyć. Nazajutrz rano na piasku nadbrzeżnym widać było mnóstwo śladów maleńkich nóg, a na nich zauważył przewoźnik zwiędłe listeczki, które, gdy im się przyjrzał bliżej, okazały się ze szczerego złota. Zrozumiał wtedy, że powróciły wszystkie gnomy i elfy, które opuściły Norwegję z chwilą wprowadzenia chrześcijaństwa.
A olbrzym, mieszkający na górze Fontin, na wschód od Kungachelli, przez całą noc rzucał wielkie płyty kamienne w kościół Panny Marji. Gdyby nie był tak silnym, że rzucane głazy przelatywały przez rzekę i toczyły się aż hen do Chissingenu — mogłoby się zdarzyć wielkie nieszczęście.
Dawniej król Olaf zazwyczaj chodził zrana do kościoła. Lecz w dniu, kiedy Wszechwładna znajdowała się w Kungachelli, zabrakło mu na to czasu. Gdy tylko wstał, udał się do portu, chcąc zapytać królowę, która mieszkała na swoim okręcie, czy