Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/70

Ta strona została przepisana.

i purpurę, by swą wspaniałością ujarzmić serca bogatych oblubienic.
Wielka wyspa Chisingen na drugim brzegu rzeki wystroiła się również. Stały tam złocisto-białe brzozy. Jasne sylwetki drzew Chisingenu przypominały nowożeńców.
A do ujścia rzeki, która tak dumnie i szumnie wpada do morza jak gdyby deszcze jesienne wypełniły ją pienistem winem, wpływają jeden za drugim okręty, powracające z dalekich krajów. Zbliżając się do Kungachelli, zamiast codziennych, szarych — wciągają nowe, białe żagle. Mimo woli przypominają się podania o królewiczach, którzy wyruszają w świat na poszukiwanie przygód w łachmanach żebraczych, lecz zrzucają je, wracając do wysokiego, królewskiego pałacu.
Cała ludność Kungachelli gromadzi się na przystani. Starzy i młodzi pomagają wyładowywać z okrętów towary. Napełniają śpichrze solą i cenną bronią. Wciągają na ląd łodzie i okręty i wypytują powracających o szczegóły podróży.
Nagle cała praca ustaje i wszyscy zwracają swe spojrzenia na rzekę.
Pomiędzy ciężkimi statkami handlowymi ukazuje się wielki okręt. Ludzie zastanawiają się, czyje mogą być te herby i żagle, obramowane purpurowym brzegiem. Wszyscy pytają, do kogo może należeć ten okręt, który się zbliża z szybkością ptaka i jak ptak lekko sunie po wodzie. Wszyscy zachwycają się wio-