Strona:Selma Lagerlöf - Królowe Kungachelli.pdf/99

Ta strona została przepisana.

pióropuszem na głowie i złotymi galonami wplecionymi w grzywę, stąpał poważnie.
— Droga, kochana, — powtarzali. — Jakże posłusznym jest twój kary koń! Przyjechałaś nareszcie, kochana!
Za Margaretą jechało wielu dworzan wielkich i dam z jej kraju, lecz przed jej koniem szedł ubogi włościanin, trzymając w rękach złamaną włócznię i wołając bezustannie:
— Oto jedzie piękna dziewica pokoju! Oto jedzie Margareta — Zwiastunka Pokoju!
I przejeżdżając wzdłuż granicy, księżniczka widziała, jak radość i ukojenie ogarniały lud cały. Gdzie tylko ją ujrzano, włościanie natychmiast zaczynali zaorywać ziemię, a włościanki rozcielały płótno, by je bieliło słońce. Zgłodniałe bydło wypędzano na pastwiska. Młode dziewczęta decydowały się znowu nałożyć pierścienie i bransolety. Hełmy i miecze chowano do skrzyń.
Wszędzie, gdzie przejeżdżała, na jej spotkanie z kwiatami w dłoniach wychodziły kobiety i dzieci. A z gęstwiny leśnej wybiegł stary, zdziczały węglarz, zaprosił ją do siebie i podał jej mrożone jagody.
Lecz nigdzie nie witano pięknej córki królewskiej z taką radością, jak we wsi Sturgord.
— Niech Bóg ci błogosławi! — wołano. — Niech Bóg błogosławi twej cudnej twarzyczce! Niech Bóg ci błogosławi, Zwiastunko Pokoju!
Podczas gdy zbliżano się do wsi, włościanie podbiegli do córki królewskiej i zdyszani, zaczęli jej