Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/10

Ta strona została uwierzytelniona.
—   6   —

ła niego. Przecież to samo było z dziećmi co z kwiatami. Ani mógł pojąć, by warto było na nie poglądać.
— I cóż to jest, by się tem cieszyć? — myślał, widząc uśmiech na ustach ludzi, co się igraszkom dzieci przyglądali. — Dziwne, że można z niczego taką czuć uciechę.
Zdarzyło się dnia jednego, gdy żołnierz jak zwykle przed bramą miejską stał na straży, że ujrzał chłopię małe, co trzy lata może liczyło, jak przyszło na łąkę i bawić się zaczęło. Biedne to było dziecię, w małą jagnięcą skórkę odziane, a bawiło się zupełnie samo. — Żołnierz stał na swojem miejscu i prawie nieświadomie zaczął się przyglądać maleńkiemu. I najprzód uderzyło go to, że chłopię owe dziwnie lekką stopą biegło przez pole, ledwie wierzchołków trawy tykając. Aliści gdy igraszkom maleńkiego przyglądać się zaczął, większe jeszcze zdjęło go zdumienie.
— Na miecz mój! — zawołał wreszcie — dziecię to nie bawi się tak, jak inne! Cóż to sprawia mu taką uciechę?
Dziecię zaś bawiło się zaledwie o pa-