Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/16

Ta strona została uwierzytelniona.
—   12   —

Aliści dnia następnego nie służył już maleńki ani pszczołom, ani liljom, ale uczynił coś, co się wojakowi bardziej jeszcze niewdzięcznem i nieużytecznem zdało.
Był dziwnie upalny gorący dzień. Słoneczne promienie raziły hełm i rynsztunek takim żarem, że były one wartownikowi niby szata z płomieni. I wszyscy, co szli mimo, widzieli, że cierpi wielce od tego upału. Bo oczy krwią mu nabiegły i występowały na wierzch, a skóra na wargach schła i pękała. Jednak wartownikowi, co niby stal był zahartowany, i przeniósł płomienny żar piaszczystych pustyń afrykańskich, — wszystko to niewielką rzeczą się zdało i ani pomyślał o tem, by miejsce swoje porzucić. Przeciwnie, niemałe zadowolenie w tem widział, że mógł przechodzącym okazać, jaka w nim moc i wytrwałość, kiedy mu ochrony od spieki słonecznej szukać nie trzeba.
A gdy tak stał bez ruchu i prawie że piekł się żywcem na słońcu, ujrzał nagle, że maleńki, co zwykł był igrać na polu, ku niemu śpieszy. Wiedziało pono