Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/30

Ta strona została uwierzytelniona.
—   26   —

sały przeraźliwe krzyki, gdy najokropniejsze popełniano zbrodnie, żołnierz on, co zwykł był przed bramą miejską wartować, stał bez ruchu na samym szczycie schodów, które z krużganku wiodły. Nie przyłożył on dłoni do walki i morderstwa; gdy przecież mimo niego przebiedz chciała niewiasta jaka, której udało się dziecię swoje pochwycić, a teraz z uratowanem uchodzić pragnęła — tedy on miecz swój podnosił. A kto nań spojrzał, jak stał tak groźny i nieubłagany, drżał z przerażenia, i wolały niewiasty przez balustradę na podwórzec się rzucać, albo w wir walki powracać, byle tylko mimo niego przejść nie próbować.
— Zaprawdę — myślał żołnierz — Voltigius wiedział, co czyni, gdy mnie właśnie to stanowisko powierzył. Bo młody i nierozważny wojownik nie wytrwałby, a rzucił się tam w odmęt walki. Gdybym ja uległ pokusie, niejedno dziecię mogłoby umknąć tędy.
A gdy tak myślał, oczy jego padły na młodą niewiastę, która dziecię swe pochwycić i przycisnąć do siebie zdo-