Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/56

Ta strona została uwierzytelniona.
—   52   —

staną przed obliczem rodzica jego, króla, i macierzy — królowej, jak im rzeką, że oto synaczkowi ich niebiosa przepowiadają moc i siłę, urodę i szczęście, od szczęścia Salomona większe.
Krzepiła ich myśl, że wybrańcami byli, którym Bóg dał gwiazdę oglądać. I mówili sobie, że rodzice nowonarodzonego nagrodzą ich nie mniej jak dwudziestu workami złota, a może nawet tak szczodrze ich obdarzą, by już nigdy nie zaznali męczarni nędzy.
— A ja — mówiła dalej Susza — przypadłam niby lew na pustyni i czyhałam na wędrowców onych, by spaść na nich z całą męką pragnienia. Uszli mi przecież, bo gwiazda wiodła ich noc całą, rano zaś, gdy pobielało niebo i wszystkie gwiazdy zagasły, ta jedna nie przestała świecić nad pustynią, aż doprowadziła ich do oazy, gdzie czyste źródło i daktyli poddostatkiem znaleźli. Spoczywali tam dzień cały, skoro zaś noc zapadać zaczęła, a promień gwiaździsty znów im drogę na piasku pustyni znaczył, powstali i dalej poszli.
— Ludzką miarą mierząc — ciągnęła