się nocy jednej nad maleńkiem miasteczkiem Betlehem, co się na pagórku skalistym, śród drzew oliwnych wznosiło.
Zaczęli tedy trzej mędrcy rozglądać się, a szukać zamków warownych, wieżyc i murów i wszystkiego, co musi być w mieście godnem, by król w niem miał swą stolicę. Aliści nic podobnego ujrzeć nie mogli. Co gorsza, promień gwiaździsty nie wiódł ich nawet w miasto, ale zatrzymał się nad skalną jaskinią, na skraju drogi. Łagodne światło rozjaśniło jej wnętrze i ukazało trzem wędrownikom maleńką dziecinę, na łonie matki do snu kołysaną.
A chociaż trzej mędrcy ujrzeli, że promienie gwiaździste zwinęły się niby korona nad główką dziecięcia, zostali przecież u wnijścia. Nie weszli do jaskini, by maleńkiemu potęgę i panowanie przepowiadać. Cofnęli się śpiesznie i, nie zdradziwszy niczem obecności swojej, uszli czemprędzej od dziecięcia i powrócili na wzgórze.
— Zaliśmy wędrowali do żebraków, tak nędznych i ubogich, jak my sami? — mówili. — Zali nas Bóg tu przyprowa-
Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/58
Ta strona została uwierzytelniona.
— 54 —