Strona:Selma Lagerlöf - Legendy o Chrystusie (tłum. Markowska).djvu/8

Ta strona została uwierzytelniona.
—   4   —

bojowym staje, by ruszyć przeciw nieprzyjacielowi! Niech moje oczy ujrzą zamęt i wir zawziętej walki, gdy gromada jezdnych spada na zastępy pieszych! Niech zobaczę, jak waleczni chwytają za drabiny oblężnicze, jak śpieszą, by wedrzeć się na mury miasta obleganego! Bo nic oka mego nie może ucieszyć, jeno wojna. Tęsknię do chwil tych, gdy dumne orły Romy mienią się w blaskach słońca. Tęsknię do grzmotu spiżowych trąb, połysków oręża, do strumieni czerwonej krwi.
Właśnie nawprost bramy miejskiej ciągnęło się dziwnie piękne pole, bujnie liljami porosłe. I codziennie stał żołnierz na tem samem miejscu, a spojrzenia jego padały na owo pole. Nigdy przecież nie przyszło mu na myśl, by ucieszyć oczy i duszę dziwną pięknością kwiatów. Widział czasami, jak przechodnie stawali, by owe lilje podziwiać i zdumiewał się, że oto przerywają drogę swoją i wzrok zatrzymują na takiej błahostce.
— Ludzie ci nie wiedzą co pięknem jest — myślał wtedy.