Pozwolisz i naszemu dogadzasz znojowi;
A on zawsze: Pożynaj, nie postawaj, woła,
Nie pomniąc, że przy sierpie troj[1] pot idzie z czoła.
Starosto, nie będziesz ty słoneczkiem na niebie!
Żadna tu nie dogodzi, chociajby umiała:
Siła tu druga umie, a nie będzie chciała,
Bo biczem barzo chlustasz[2]. Bodaj ci tak było,
Jako się to rzemienie[3] u bicza zwiesiło.
Inszego bicza zażyć; tylkobyś igrała;
Zażywaj teraz tego! Barzoć widzę śmieszno!
Pociągaj za inszemi, i zażynaj[4] śpieszno.
Słoneczko, śliczne oko, dnia oko pięknego!
Ciebie czasem pochmurne obłoki zasłonią,
Ale ich prędko wiatry pogodne rozgonią;
A naszemu staroście nie patrz w oczy śmiele:
Zawsze u niego chmura i kozieł[5] na czele.
I drugą także dajesz. wieczor zapadając,
U nas post do wieczora zawsze od zarania:
Nie pytaj podwieczorku, nie pytaj śniadania.
Starosto, nie będziesz ty słoneczkiem na niebie!
Wszędzie cię, bo nas bijasz, wszędzie osławiemy.
Babę, boś tego godzien, babęć narajemy,