tnie tylko duchowieństwu przysługiwałaby rzeczywista funkcya wyborów, a zamiast rządów szlacheckich, które niepowrotnie minęły, nastałyby rządy teokratyczne, te zaś wobec stawiania przez ultramontanów Kościoła ponad wszystkie stosunki narodowe i państwowe, mogłyby doprowadzić do zaniedbania sprawy narodowości jako podrzędnej, do wiązania się z siłą, jak się to okazało w adresie, który ks. arcybiskup Ledóchowski w imieniu swoich owieczek, a bez ich wiedzy i woli wręczył królowi Wilhelmowi w Wersalu, prosząc o czynne poparcie sprawy papieskiej.”[1]
Nowy powód do niesnasek dała petycya parkowska ks. Dalekiego i parafii, zaniesiona do parlamentu niemieckiego, aby spowodował rząd pruski do przywrócenia świeckiej władzy papieżowi.[2]
W liście do ks. Kierszniewskiego, dziekana nowomiejskiego, z dnia 17 maja 1871 r. zalecał arcybiskup Ledóchowski przesyłać takie petycye na ręce posła Wojciecha z Radlic Hazy, nie zasiadającego w Kole polskiem, zarzucając zarazem posłom naszym niedostateczne ocenianie „popędów serc katolickich.”[3]
I przeciwko temu wystąpił Dziennik Poznański, dowodząc, zgodnie z zapatrywaniem biskupa mogunckiego Kettelera, niewczesności, nieskuteczności, a nawet szkodliwości takiej petycyi do zgromadzenia przeważnie protestanckiego, którego usposobienie było stanowczo przeciwko celowi zamierzonemu przez petentów, a które nie miało zresztą żadnej kompetencyi w sprawach polityki zagranicznej państwa prusko-niemieckiego. Nadto zarzucił Dziennik listowi arcybiskupiemu wprowadzenie zgubnego rozstroju w łono naszego tyle zgody, tyle solidarności, tyle spójni wymagającego społeczeństwa.[4]
Ściągnęło to na naczelnego redaktora Dziennika Poznańskiego, którym był już podówczas Franciszek Dobro-