W końcu stycznia 1874 r. dowiedział się arcybiskup Ledóchowski, że aresztowanie jego nastąpi niezadługo. Tą wiadomością podzielił się tylko z trzema osobami, zalecając im milczenie, aby nie wywołać wzburzenia. Byli to biskup Janiszewski, prałat Grandke i kapelan ks. Mieczysław Meszczyński. Arcybiskup oczekiwał losu swego spokojnie.
Dnia 2 lutego, w święto N. Panny Maryi, odprawił w katedrze sumę, na której święcił gromnice, poczem udzielił ludowi błogosławieństwa N. Sakramentem.
Tak sięz owieczkami swemi pożegnał.
Wieczorem położył się wcześnie.
Nagle o 3 rano, dnia 3 lutego, obudziło go gwałtowne dzwonienie. Przybył sam prezes policyi Staudy z dwoma pomocnikami. Wpuszczono ich bez oporu. Staudy chciał się udać natychmiast do pokoju arcybiskupa, ledwo kapelan Meszczyński uprosił kilka minut zwłoki.
Wszedłszy do sypialni, rzekł ks. Meszczyński:
„Celsissime Domine, podziękujmy Panu Bogu, godzina już nadeszła!”
„Bogu dzięki!” odpowiedział arcybiskup.[1]
Ubierającemu się odczytał prezes policyi wyrok i rozkaz zabrania go niezwłocznie ze sobą, zostawiając tylko kwadrans czasu do przygotowania się na podróż. Policya
- ↑ Żywot Mieczysława hr. Halki Ledóchowskiego. Poznań 1879.