karze, aptekarze i znaczniejsi mieszczanie. Chorobę przywlekła do Poznania 22 lipca z Pleszewa żona aptekarza poznańskiego Dähnego, która w 24 godzin po przyjeździe umarła. Epidemia trwała do 30 września.[1]
Srożyła się też w tym czasie okropnie w Kościanie, gdzie dziennie było 10—13 pogrzebów. Chorych spowiadał O. Karol Antoniewicz z towarzyszami swymi po misyach, które odprawili w Krzywiniu, Niechanowie i innych miejscach W. Księstwie Poznańskiego.
Tej chorobie, do której się przyłączyć tyfus, uległ w Obrze dnia 11 listopada mimo zabiegów dr. Mateckiego, przywołanego z Poznania, i dr. Palickiego z Kościana O. Karol Antoniewicz, zakonnik niezrównany, pracownik niezmordowany, kaznodzieja wielki, miłośnik Ojczyzny gorący, a uległ właśnie w chwili, gdy, uzyskawszy pozwolenie od władzy duchowej osiąścia z garstką swych braci zakonnych w klasztorze oberskim, postanowił w dzień swoich imienin zawiązać tam początek zgromadzenia w Wielkopolsce.
W r. 1855 znowu pojawiła się cholera w W. Księstwie Poznańskiem, ale nie była tak gwałtowna jak poprzednia. W Poznaniu umarło 2% ludności.[2]
Od r. 1853—1855 nawiedzały też W. Księstwo Poznańskie częste grady, ulewy, powodzie — powódź w r. 1855 była jedną z największych w XIX wieku — pożary, zarazy bydła i owiec, potem w r. 1856 księgosusz sprawił okropne spustoszenia, a w południowej części Księstwa wybuchł tyfus głodowy.[3]
Drożyzna doszła do tego stopnia, że w r. 1856 płacono za szefel żyta około 8 talarów, a za szefel ziemniaków 1½ talara.[4]
Obywatelstwo ziemskie, poniósłszy wielkie ofiary w r. 1848, zachwiało się majątkowo wśród niekorzystnych dla gospodarstwa okoliczności. Nastąpiły sprzedaże dóbr do-