Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/107

Ta strona została uwierzytelniona.

rozśmiał się — więc widzisz durniu: ta ich forpoczta to daleko wyrzucony but, a jak my go zabierzemy, to nikt nie będzie nic wiedział, a wtedy szukaj buta! Gdzie but? Niema buta! Ha, ha, ha! Zrozumiałeś durniu? A w tym bucie i rozkazy i dyżury, ba, nawet plany rozmieszczenia wojską — czegoż Ty w tym bucie nie znajdziesz!
Kasper Kruk i Jędroch i Skowron pilnie się przysłuchiwali wywodom Grzeli, który już był służył w autryackiem wojsku, a w kamieniołomach tyrolskich nawet po włosku kląć się nauczył.
Porca Madonna! zaklął Grzela — jak taki but zobaczysz, to podpełznij na brzuchu i dalej za gardło, albo lepiej — obłap za nogi, pociągnij i wywal w znak — porca Madonna! Ponimajut? i huknął pięścią olbrzymiego Kubę w plecy, aż ten stęknął...
Ale Kuba był jakiś roztargniony, nie zauważył nawet dosadnie przyjacielskiej rady — markotno mu się zrobiło, bo zauważył, że z jego magierki przez nieostrożność wódka się wylała.
— Pociotku! łypnął oczyma na swego towarzysza Wojtka Cylkę — daj mi tam łyk jeden z twojej blaszanki.
Cylka milcząc podał mu flaszkę, Kuba zrobił porządny łyk, otarł gębę rękawem i spojrzał z podełba na Wojtka.
— Coś jesteś markotny — zauważył.
— Psie muchy go opadły, śmiał się Grzela Parchaniak — to panicz z pszennej mąki...
— No! chłopcy — Oksza, który opodal siedział, zerwał się nagle — w drogę — nim noc zapadnie! Kazał sobie pokazać rewolwery, czy były w porządku, obejrzał ładunki, zbadał na paznogciu ostrze krótkich a szerokich puginałów, jakimi na własny koszt całą kompanię był zaopatrzył, a były ostre, jak brzytwy — zamyślił się na chwilę, a potem rzekł:
— Idziecie z własnej woli, nikt was do tego nie zmuszał —