Strona:Stanisław Przybyszewski - Powrót.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

A z jam wykłutych oczu na tej fotografii, która cała skąpana w krwi, cała krwią jego przeciekła w kieszeni munduru dawno już się zamieniła w papkę, którąby wydżąć można, lały się święte uroczyste blaski w jego duszę i wypełniały ją do dna świetlistym, najwyższą i najświętszą łaską przepełnionym cudem Wyzwolenia.
Błogosławiony dzień, którego się urodził i noc, w której rzeczono: Począł się mężczyzna — począł się atman — poczęła się dusza, wszystko ogarniająca, sama przez się zapłodniona, władczyni nad życiem i śmiercią.
Bodaj noc ona, w której popełnił wielką zbrodnię, jeszcze silniej się roziskrzyła, tysiącami słońc, wszechświatowym pożarem się rozłuniła, bodaj się w nieskończoność w liczbę dni rocznych rozrodziła — bodaj dzień ów, w który ją ujrzał — ją z temi wszystkowidzącemi, choć przekłutemi oczyma — po wszelką wieczność nigdy się w ciemność nie obrócił, obłok szału, w którym ją był posiadł nigdy się nie rozpierzchł, a wzmogła się jeszcze gorącość onego dnia!
W krwawej męce udało mu się oderwać ślizgą długą żmiję od swego serca, która kazała mu przeklinać dzień, którego się urodził i noc, w którą rzeczono: Począł się mężczyzna!
Nie szukał już śmierci, ani jej nie wzywał, bo wiedział, że mu jest blizką, powierniczką i oblubienicą — bramą tryumfalną, przez którą miał wkroczyć do swego Królestwa, które nie było z tej ziemi, jakoż i on przestał być z tej ziemi.
W jakiemś ekstatycznem podniesieniu, a równocześnie z kamiennym spokojem i zimną rozwagą przypatrywał się, jak zwarta kolumna nieprzyjaciela rozsypywała się na przeciwległem wzwyżu wszerz i w szalonym pędzie runęła w dół — za chwilę sformowała się pod osłoną granatów, walących bezustannie w zamczysko, oficerowie rzucili się z dobytemi szablami naprzód — a za nimi w rozwścieczonych podrzutach, zwycięstwa pewne żołdactwo.