Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/54

Ta strona została uwierzytelniona.

W tej samej chwili zniknęła za kotarą przy wyjściu.
Opadłem ze sił i patrzałem bezmyślnie w szklankę...
A więc poszła, poszła...
Poczęło widnieć w mej głowie.
Zdjął mnie straszny lęk, przeraźliwy strach; zerwałem się, by biedz i szukać ją...
I w tej samej chwili oprzytomniałem, znowu ujrzałem trumnę, wizya prysła.
Na trumnie leżał trup kobiecy.
Chwilę szukałem przyczynowego związku między trumną a sceną w kawiarni; napróżno.
Tylko rosnący, pieniący się lęk połączony z straszliwą tęsknotą, pragnącą, dziką tęsknotą za tą, co ot tu martwa leżała.
A martwa twarz mówiła obłąkaną mową gromnicznego, niespokojnego światła i patrzała na mnie lubieżnemi, przymrużonemi oczyma.
I coraz gwałtowniej rwało się we mnie pożądanie hyeny, a w strasznej potędze wyzwalającej się bestyi, zmógł się mój mózg.