Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/63

Ta strona została uwierzytelniona.
T

Teraz rozpoczyna się agonia — koniec nadchodzi.

Jakież to było?
Leżałem w łóżku; a w tyle głowy czułem jak gwoźdźmi przybitą, nieskończenie szeroką świadomość, że teraz muszę koniec zrobić.
Było, jakby w głowie mej kołował jakiś poplątany węzeł, wirował coraz silniej, zataczał coraz wścieklejszy kręgi w strasznem pragnieniu, by się rozplątać i rozwinąć w długie, delikatne nitki myśli.
A potem naraz jak dzika fala przypływu w drganiach konwulsyi, a poprzez nią wężykowata linia chorego niepokoju, co się ku górze wiła, coraz gęstsza, czarniejsza, coraz szybsza i niespokojniejsza, aż naraz uczułem jakąś dziką gonitwę, szum, jak gdyby tabun złych duchów powietrze przerywał, i jakiś nadludzki strach śmierci, w którym mózg pęka, pragnie sam przed sobą uciec i, jak popękany pierścień zapadającego