Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/72

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomnę: znowu przebłyskujące wspomnienia:
„Patrzę na niebo, a niebo ciche, patrzę na ziemię, a ziemia śpi“...
Śpi ziemia, niebo tak ciche i tak głębokie i tak gwiazdami obsiane...
Niewypowiedziana cisza ujęła me serce w swe chłodne dłonie — cisza grobów i szerokich, zadumanych smętarzy.
Była chwila, kiedy niewidzialne ręce pomazańca Bożego wyjęły Przenajświętszy Sakrament z Tabernaculum wszechnatury i pokazały go światu całemu. A świat padł na oblicze swoje w grozie i strachu: pełen oczekiwania, drżący i świętą czcią przejęty czuł, że nadchodzi tajemna chwila, w której chleb w ciało, a wino w krew się przemieni.
Teraz powinny zadzwonić dzwonki w długich odstępach po trzykroć razy, teraz powinien rozbiedz się żarliwy szmer przygłuszonego nabożeństwa, co serca ludu rozpiera, drżenie cudu przeniknąć świat cały, jak gdyby miliony w piersi się uderzały: