Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/78

Ta strona została uwierzytelniona.

oksydacyą i redukcyą zatronował mój wyniosły, głęboki, królewski spokój bezpłodu.
Natura się wyczerpuje; już oszczędza. Już nie może tak się rozrzucać jak ongi, kiedy się jeszcze żadne oko ludzkie nie rozkoszowało obłąkańczym przepychem flory z okresu węgla kamiennego, fauny czasu kredowego; teraz pracuje, jak to biedne robactwo ludzkie — po ludzku, chciwie i ostrożnie według prawa najmniejszego zużycia sił.
Nie tworzy już ichtyosaurów ani ichtyodontów, nie tworzy ani stygmarii ani lepidodendronów. Biedne, śmieszne zwierzęta, co w trzodzie żyją — to cały jej płód; wyczerpuje się w mikrokosmie, w bakteryach na to tylko, by stoczyły i pożarły jej marny twór — a z ziemi pędzi w górę chore kwiaty, w które na uwiąd starczy chora ziemia wpluwa truciznę.
Ponad tą nędzą, nad tą oszczędnością i skąpstwem, ponad tą całą filisterską biedotą, panuje wolna, nieokiełznana, rozrzutna, jak obłoki gazu rozlewna,