Strona:Stanisław Przybyszewski - Requiem aeternam.djvu/80

Ta strona została uwierzytelniona.

Ona, co umrzeć musi, bo sama tego pragnie, bo nie może żyć w wstręcie i ohydzie, bo tęskni za czystością wyzwolenia.
I idę.
A ty bądź mi zdrowa.
Zniknęłaś z mego mózgu, wyrwałem Cię z mego serca. —
Miałaś być mistyczną syntezą, w której pan i chłop we mnie mieli spocząć w bratnim uścisku, miałaś zebrać i skupić moje najtajniejsze siły płciowe i spotęgować je w pragnieniu nowej przyszłości, —
miałaś zlepić to, co od początku było wemnie złamane, żelazny rdzeń wbić w krzyż pacierzowy mego bytu, —
najdelikatniejsze struny miałaś wemnie potrącać, w których może drżał kawałek duszy w ślubnym uścisku z moją płcią.
Tego wszystkiego nie zdołałaś i dusza ma Cię odtrąciła.
Ale teraz: w tej wielkiej chwili, w której się może z Tobą połączę i w jedno zleję,