Strona:Stanisław Przybyszewski - Synagoga Szatana.djvu/22

Ta strona została uwierzytelniona.

odnosi się li tylko do pytania, kiedy po raz pierwszy pokazały się objawy tej choroby.
I stało się to jednego dnia.
Nigdy nie była tak niespokojną. Męczy ją jakieś dzikie pragnienie krwiożercze. Chciałaby mordować, niszczyć, rozrywać w kawały, chciałaby gryźć i krzyczeć z całej mocy, a naraz, jakby ją obca siła gnała, wybiega w las, nie biegnie już, zdaje się jej, że się unosi nad ziemią, ze pędem strzały rozrywa powietrze, traci poczucie czasu i przestrzeni i naraz pada.
Szatan się jej ukazuje — męski szatan, czyli w języku dyabologów: incubus. Jest całkiem czerwony, w stroju leśniczego, trochę utyka na jedną nogę, stara się o ile możności chować swój ogon, rogów jego też widzieć nie można. Zresztą cała jego postać na nic się nie przydała. Ona aż nadto dobrze wie, że to szatan. Lęka się, ale równocześnie pożera ją straszna ciekawość. Zna jego potęgę, wie, że wszystko od niego otrzyma, co tylko zapragnie, nie myśli na razie, że jego pieniądze i kosztowności zamienią się prędzej czy pó-