Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/24

Ta strona została uwierzytelniona.

sokiem zielskiem, w którem grzęźnie i plącze się noga, gdy się chce przez nie przedrzeć, krzewy ostu i pokrzyw ranią ręce, a nawet sięgają po szyję, a na miękkiej, bagnistej ziemi idzie się jak po niezmiernie bogatym a głębokim kobiercu wschodnim. Czasem tam człowiek zapadnie, czasem koń po kark ugrzęźnie, że go i dziesięciu chłopów wydostać nie może, ale to nic.
Pełno tu stawów i bagien — w ciemnych nocach przelatują tu duchy masonów, błędne ogniki prowadzą chłopów, wracających z odpustu lub karczmy na najgłębsze zatory bagien — ale to nic.
Po rowach i kanałach niema mostów, zaledwo jakaś krucha, zmorszona belka służy za przejście dla ludu, raz poraz ktoś się zwali, skąpie się lub utonie w głębokim kanale; jedzie się bryczką, trzeba daleko objeżdżać i przy ujściu kanału przez Gopło broczyć — po nocach włóczyć się po ścieżkach wzdłuż głębokich kanałów, z których torf wykopano — lada chwila na łeb na szyję