Strona:Stanisław Przybyszewski - Z gleby kujawskiej.djvu/38

Ta strona została uwierzytelniona.

Pomnę chwilę, w której poemat ten poraz pierwszy czytałem w obczyźnie na wybrzeżu hiszpańskiem, przed moimi oczyma przesuwały się postacie i sceny z taką siłą i grozą narzucone, a jak daleko oko sięgało rozesłał się ocean i ciskał z wściekłością nawroty bałwanów na strome skały. Był w tym strach i potężny majestat zarazem, a nad sobą słyszałem lękliwy łopot i poszum skrzydeł tej biednej duszy, wygnanej z raju.
I otóż noc księżycowa, w powietrzu zawisła bolesną tęsknotą dusza z raju wygnana i ręce wyciąga i krzyczy i woła za kochankiem swoim, rodzicielem zła, ojcem zniszczenia i rozpusty. Przerażona wsłuchuje się w grobową ciszę, każdy szmer ją przeraża, najdalszy odgłos lękiem napełnia. Drgnęła. Na wzgórze śmierci wchodzi Alethej, smutny i zrezygnowany wyznawca Stoy i Szymon z Kyreny. Wyrok na Syna Bożego już wydany. Przed paru godzinami widział go Szymon Cyrenejczyk przed bramą ciemnicy na błazeńskiem krześle, tego, co stał się groźnym mocarzem, co tjary miał strą-