Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/186

Ta strona została skorygowana.

chłopięcym tego, albo rozczytując się tu i ówdzie w podobnych rzeczach, dałem się uwieść, nie spostrzegając kiedy, i fantazji pomysłów iluzorycznie jakoby rozszerzającej widnokręgi dziejowe, i ich „cyfrowemu uzasadnieniu“. I jak to bywa, chciałem sprawdzić, a może jeszcze bardziej rozpowszechnić te „odkrycia“ wśród moich górskich przyjaciół.
Mój piastun i stary przyjaciel Petro Iwanijczuk zwany Kuzykiem, o którym w dalszym ciągu więcej opowiemy, mimo młody wiek znał, jak nikt, przeszłość i dzieje swego kraju. Z początku cierpliwie wysłuchiwał moich relacyj, nawet z zaciekawieniem rozpytywał o szczegóły. W końcu jednak rozczarowany kręcił na to głową. A gdy nawet byłem jakby trochę urażony, tak mi tłomaczył swój punkt widzenia:
„To nie jest sposób żaden! Głowy mierzyć centymetrem, w oczy zaglądać, a kto wie, jeszcze gdzie. Nazwy kręcić, choćby nawet pieśni zapisywać... A potem jeszcze mówić, że coś się wie.“
„E, dobre by to było, bardzo dobre! Ale tak: Gdyby miał Pan, ten książkowy, tę główną wiedzę, gdyby w nim krew Wielitów czy tych Gotyczów płynęła. To tak by go ta krew sama niosła, jak woda wiosenna ku morzu. Już wiadomość miałby, krew by mu sama mówiła. Zaraz by już wiedział, co ma fotografować, kogo mierzyć i po co. A tak? Toż on biedak ślepy i głuchy równocześnie. Po omacku tylko, to co o pół metra może wiedzieć.“
Dodał w końcu z uśmiechem:
„No, niechby i tak. Daj mu Boże szczęście! Niech sobie bez przerwy dwie setki lat wszędzie tak zagląda, mierzy wszystkich! Ale niech nie taksuje jak ten gminny taksator po pijanemu.“
Tenże Petro, wymijając ostrożnie, moje zbyt natarczywe pytania co do krwi Wielitów i kto właściwie od nich pochodzi, czuł się jednak, co zawsze podkreślał, na tyle spokrewniony z opryszkami, że wszystko o nich wiedział. Chętnie o nich informował. A w szczególności starał się mnie oświecić, skąd się wzięli opryszki. Zgodnie z tym, co mówił stary gajowy Ihnat, który może znał osobiście jeszcze różnych opryszków, Petro tłomaczył przekonywająco, jak oburzające jest gadanie i „brechanie“ różnych podpanków, że Huculi-gazdowie od opryszków i rozbójników się wywodzą.
— Nigdy tu z pierwowieku nie było żadnych opryszków, ani tym bardziej rozboju żadnego! Dopóki panowie byli hono-