Strona:Stanisław Vincenz - Na wysokiej połoninie Pasmo I.djvu/248

Ta strona została skorygowana.

chłopstwa dla ścigania zbójców. Pogoń gnała, gnała z wytężeniem. Z początku myliło ją tylko to, że ślady opryszków rozchodziły się w wielu kierunkach. Ale potem było jeszcze gorzej, bo opryszki dla zatarcia śladów szli w miejscach dogodnych potokami i rzeczkami. I ślady zginęły. Pogoń wpadła w pustkę. W pustkowiu górskim i w puszczy nie można gonić za domysłami. Pokręciła się pogoń tędy i owędy i musiała wrócić. Lecz książę ogłosił i rozesłał przez gońców uniwersały do wszystkich krajów pańskich, aby ścigać Dobosza.
A gdy przyszli na Czarnohorę opryszki, Iwanczyk Rachowskij z kilku dobranymi towarzyszami, łażąc po skałach w żelaznych rakach, przytwierdzonych do postołów, drapiąc się jak mucha, wbijając haki i przerzucając ze skały na skałę kładki, wiszące nad przepaścią, poumieszczał skarby w wysoko położonych komorach na skałach Howerli. Część skarbów ukryto w komorze doboszowej na Kiedrowatym.
Siedzieli tak na Kiedrowatym koło skalnego krzesła doboszowego — Dobosz, Zmyjenskij i biedny stary Staśko. Orzeźwiony powietrzem i zapachem gór, uśmiechał się do lasów, do wód i do skał, lecz nic nie mówił. Kiedy już mieli odchodzić, Dobosz chciał załadować Zmyjenskiemu na konie wory ze złotem. Lecz głośno śmiał się stary opryszek z młodego pobratyma: „To ty mnie, bratku, chcesz dawać, co masz dla biedaków przeznaczone? Są większe skarby niż złoto i tyś je nam otworzył. Tyś i mnie staremu wielki skarb prawdziwy odkopał. Ot, tego biedaka! Całe życie gryzło mnie serce o niego. To ja tobie miałbym jeszcze dodać i dopłacić. Nie tylko ja, ale lud nasz cały miałby ci postawić — ot tutaj — taki zamek skalny jak Złota Bania. I tutaj w górach całych zamki by ci stawiać! Abyś królował! Aby sam naród królował wraz z tobą! Aby noga zbójecka-pańska, hajducka i smolacka tu nie stanęła! Haj! Oj czuje stare serce moje, za głupi ten nasz lud, za dziecinny. Sam nie wie, co ma i potem kiedyś Dobosza będzie sławić, gdy go już nie będzie...“
„To prawdę mówisz, dziadeczku, nie bardzo jest mądry nasz naród, nie umie dbać o siebie. Ale dobry jest, wdzięczny. Nie zapomni nas nigdy.“
Żegnali się tedy watażkowie. Noc była jasna w Czarnohorze. Milczały lasy kiedrowe. Milczał towarzysz stary Staśko. I oni nic nie mówili. Tylko konie parskały, tylko Kizia dołami i jarami wyśpiewywała. Czy przyjdzie taka chwila — może tak